Wybierając się w sierpniu 2020r do kilku miejscowości położonych w Sudetach, nie oczekiwaliśmy, że będzie to tak owocna wyprawa. Ciągnące się od lat projekty nareszcie doczekały się szczęśliwych finałów. Udało się nam „zaliczyć” kolejne 2 dotychczas niedostępne obiekty. Były one, jak to zwykle bywa, znane, choć, szczegółowe informacje na ich temat są dość trudno osiągalne. Z tego też miedzy innymi powodu nie ujawnimy dalszych szczegółów dotyczących ich nazwy i lokalizacji. Nazwijmy je czasowo Y, Z . Mamy nadzieję, że nasze kolejne wyjazdy oraz współpraca z innymi zaangażowanymi w eksplorację grupami, pozwolą w przyszłości zaprezentować obiekty szerzej, w kolejnych aktualizacjach. Póki co niech te info będzie dowodem, że „nowe – stare” obiekty można ciągle jeszcze odkrywać i zamiast zadeptywać dobrze znane istniejące, postarać się trochę i dołożyć coś od siebie do ogólnego zbioru dostępnych obiektów.
Same wejścia do sztolni wiązały się z niespotykanymi wcześniej dla nas problemami.
W sztolni nazwijmy ją umownie Y otwarte okno umożliwiało wejście do środka, ale głębokość stagnującej w niej wody, pomimo posiadanego przez nas wyposażenia (spodniobuty) wymusiła kilkukrotną w niej wizytę. W końcu po osiągnięciu akceptowalnej przez nas głębokości wody (5 cm zapas wysokości spodniobutów) udało się nam ją eksplorować. Oczywiście, jak to zwykle bywa, najgłębsza woda znajdowała się w strefie przyotworowej, ale tym razem ta strefa rozciągała się na przestrzeni kilkudziesięciu metrów. Pokonywaliśmy ją przemieszczając się ostrożnie po zalegających na spągu śliskich, zatopionych belkach zwalonej obudowy górniczej i obwalonych fragmentach skał, mając przy tym pełną świadomość, że jeden błąd będzie skutkował pełnymi wody spodniobutami. Jak się z resztą dwukrotnie okazało, nie były to obawy bez pokrycia. Zaliczyliśmy pełną kąpiel w paskudnie zimnej wodzie (wraz z posiadanym sprzętem). To obciążenie psychiczne związane z bezpieczeństwem naszym i naszego sprzętu elektronicznego towarzyszyło nam już do samego końca. Ogólnie sztolnia oferuje dość niewielką ilość artefaktów w postaci pozostałości rur i zaworów instalacji. Miejscami wciąż jeszcze widać stojące pozostałości obudowy górniczej i torowiska. Jednak najciekawszymi dla nas elementami okazały się występujące lokalnie nacieki związane z występującą tu mineralizacją i obecnością minerałów żelaza, miedzi, manganu oraz oczywiście wapnia. W sztolni można obserwować tworzenie się stosunkowo niewielkich nacieków rurkowych (stalaktytów, makaronów) oraz innych (polewy, drobne kaskady i draperie) zarówno monometalicznych (kalcytowych, żelazowych) jak i mieszanych (kalcytowych domieszkowanych minerałami miedzi, żelaza, manganu). Najczęściej zlokalizowane są one w strefach nieciągłości (kontakt z łupkami grafitowymi), czasami wzdłuż drobnych uskoków prowadzących wodę. Szczególnie ciekawe są te, powiązane z tworami organicznymi. Osoby z zainteresowaniami biologicznymi mogą również podziwiać osobliwe systemy korzeniowe jakie wykształciły się na pojedynczych korzeniach roślin (drzew?), którym udało się przebić szczelinami przez skały stropu. Miejsce (wysokość) ich utworzenia zapewne wskazuje poziom zalegającej w wyrobisku wody. Ogółem do obejrzenia jest ok. 250 mb sztolni i bocznych chodników. Sztolnia jest zamknięta masywnym zawałem w strefie kontaktu z łupkami grafitowymi i na chwilę obecną wydaje się, że pozostała dużo większa część wyrobisk pozostanie niedostępna.
Drugi z opisywanych obiektów – Sztolnia Z również dostarczyła nam wielu emocji. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w niej z dwoma następującymi po sobie otworami wejściowymi. Po pokonaniu, jak się później okazało, pierwszego, łączącego ją ze światem zewnętrznym, znaleźliśmy się w obszernej komorze zawałowej. Komora ta, wyraźnie podzielona, składała się z dwóch części. Pierwsza część, nazwijmy ją przedsionkiem, nie wyróżniała się w zasadzie niczym szczególnym, typowa „zawałówka” z ostrokrawędziowymi bloczkami skalnymi średniej wielkości na spągu. Przejście do drugiej części, znacznie większej i mocniej oddziaływającej na psychikę, prowadziło pod niskim, mocno pochylonym stopem. Ta część komory powstała w wyniku oberwania lub odspojenia i ześliźnięcia się dużych i bardzo dużych płyt skalnych ze stropu, które teraz leżały w ogólnym bezładzie. Wszystkie one pokryte były mokrymi, charakterystycznymi dla silnie uwarstwionych łupków mikowych „błotkiem”. Szczególnie świadomość możliwości nagłego ześliźnięcia się olbrzymich płyt mocno obciążała naszą psychikę. Po dłuższym czasie odgruzowywania, udało się nam w końcu, przecisnąć w dół, poprzez niewielki przełaz utworzony w sztucznym spągu komory, do właściwej sztolni. Jak się później okazało miejsce jego utworzenia było bardzo szczęśliwe, pomiędzy dwoma stopnicami: jeszcze stojących oraz mocno położnych (przez zawał) stojaków odrzwi obudowy górniczej. Takie zlokalizowanie przełazu tworzyło choć w prawdzie iluzoryczne, ale potrzebne nam w tym momencie, poczucie bezpieczeństwa. Emocje były tak duże, że opuszczając się do środka sztolni nie zastanawialiśmy się zbytnio jak będziemy z niej wychodzić. We wnętrzu sztolni czekało nas miła niespodzianka, sztolnia była dość sucha z pozostałościami powalonej i zbutwiałej obudowy górniczej, ale za to niestety praktycznie pozbawiona innych artefaktów działalności górniczej. Główny ciąg oraz boczne komory pozwalają na śledzenie budowy geologicznej drążonych skał. W kilku miejscach napotkaliśmy niewielkie formy krasowe. Na ociosach znajdowały się charakterystyczne oryginalne oznaczenia górnicze. Należy podkreślić całkowity brak oznak bytowania nietoperzy, stwierdziliśmy jedynie obecność chruścików.
Chodnik główny na 190m kończy się zawałem zlokalizowanym na skrzyżowaniu z bocznymi wyrobiskami. Próby jego pokonania z marszu nie powiodły się. To już koniec pozostało nam tylko kierować się do wyjścia, być może jeszcze kiedyś tu wrócimy, bo obiekt jest naprawdę ciekawy i będzie nas przyciągał tajemniczością wyrobisk za zawałem, ale na razie temat uważamy za zamknięty.
„SZTOLNIA Z”
„SZTOLNIA Y”